Kiedy pierwszy raz, jako młody człowiek przeczytałem „Chłopów”, książkę Władysława Stanisława Reymonta, uczyniłem to pod wpływem serialu o tym samym tytule, który w jakiś magiczny sposób przeniósł mnie do świata egzotycznego, zupełnie nieznanego, będącego jakąś niezwykła parafrazą zwiedzania egzotycznej krainy, nieznanej i fascynującej…
Świat bliski i daleki
Po serialu szybko sięgnąłem po książkę, i co tu dużo mówić, utonąłem w niej. Los chłopskiej rodziny Borynów zafascynował mnie i powiódł w kierunku odkrywania naszego, słowiańskiego, polskiego świata chłopskiej nacji – całkowicie nieznanego, bo pokazanego z innej perspektywy z wewnątrz niejako, nie retuszowanego literacką przyswajalnością i artystyczną nowomową.
Wczytując się w „Chłopów” odkrywamy dwie rzeczy. Pierwsza, że świat Lipiec – wsi, w której dzieje się akcja książki, dzięki swojemu sztafażowi, jest nam dobrze znany. Druga – to paradoksalnie, niezwykła egzotyka tego miejsca nie przez samo usytuowanie, ale poprzez intensywność relacji łączących bohaterów książki.
Wszystko dwa razy mocniej
Akcja powieści toczy się pod koniec dziewiętnastego wieku i ujęta jest w ramach czterech pór roku, które determinują życie całej wioski i przesądzają o losie jej mieszkańców. Od tego, jakie będą, zależy ludzkie, przetrwanie i według nich wszystko się organizuje i przeżywa. Według nich i ziemi, która jest jakby wiejską walutą, monetą przetargową, wzbudzającą najwięcej namiętności. I znowu mamy tutaj pewien dualizm. Z jednej strony pokazana jest kruchość ludzkiej egzystencji opierającej się na kaprysach losu, nieprzewidywalności owych czterech pór roku, z drugiej – ludzka siła i człowiecze „nieujarzmienie”, pchające ludzi zawsze ku powierzchni i wypychające głowę ponad fale nieszczęścia.
Całe to „boksowanie się” z chłopską rzeczywistością i niepewność egzystencji powoduje, że wszystkie emocje i namiętności przeżywane są ze zdwojoną siłą, intensywnie i bardziej dosadnie, bowiem nie wiadomo, co przyniesie jutro. Bohaterowie książki są jak wojownicy na pierwszej linii życia, starający się nie tylko przeżyć, ale uczynić to godnie identyfikując się z grupą w której żyją i zawsze niosąc podniesione czoła
Na koniec
Po „Chłopów” sięgałem później wielokrotnie zafascynowany obrazem zwykłej ale i niezwykłej, ludzkiej egzystencji. Ta książka to obraz czlowieczego „brania się za bary” z życiem, czegoś, co czyni przecież każdy z nas, ale „Chłopi” czynią to intensywniej!